piątek, 23 grudnia 2016

Miłość To Przekleństwo ( TMR +OC)

Znów otworzyłam gwałtownie oczy, powracając do tej koszmarniej rzeczywistości, którą zgotował mój nieszczęsny ukochany. Niesamowity ból trawił me ciało, me serce i mą duszę. Nie panowałam nad tym, a on w jakiś nienaturalny sposób miał nade mną władzę. To była magia, nie potrafiłam tego wyjaśnić inaczej. Czułam, że znów tracę przytomność...

✦✦✦

Z niesamowitym oczekiwaniem siedziałam przy oknie, wyglądając na zatłoczoną, londyńską ulicę. Czekałam jak co roku, z ogromnym wytęsknieniem. Nie widziałam go przecież dziesięć długich miesięcy; miesięcy spędzonych niemal samotnie. Jedynie ma przyjaciółka, z którą też dzieliłam niewielki pokój była przy mnie. Nie miałam nikogo więcej oprócz Beatrice i tego uczucia do Niego, które kiełkowało w mym sercu, przez te wszystkie tygodnie rozłąki. Dzień, w którym On powracał do sierocińca był dla mnie jednym ze szczęśliwszych, a ten w którym opuszczał jego mury najsmutniejszym. Kto by się spodziewał, że moje dziecięce zauroczenie przerodzi się w coś więcej?

W brudnej szybie widziałam swe wyblakłe odbicie. Jasne oczy, ciemne włosy, delikatny uśmiech, który pojawił się na myśl o przybyciu Toma i ten rozmarzony wyraz twarzy. I właśnie wtedy go ujrzałam. Wyłonił się z jednej z uliczek prowadzącej do  starego budynku, w którym mieścił się sierociniec.  Wiedziałam, że przyjeżdża pociągiem i zapewne idzie teraz od dworca kolejowego, który mieścił sie nie daleko; jak zawsze. Wpatrywałam się w niego z lekkim uśmiechem na ustach, dopóki chłopak nie zniknął mi z pola widzenia. Czym prędzej wyszłam na szary korytarz, nawet nie zwracałam już uwagi na podrapane ściany, do których byłam przyzwyczajona. Swe tęczówki skierowałam w stronę schodów. Czekałam aż nadejdzie, wytężając słuch. Nagle do mych uszów dobiegł odgłos kroków i dźwięk czegoś uderzającego o drewniane stopnie; domyśliłam się, że to kufer z jego rzeczami. Im bardziej się zbliżał to odgłos się nasilał. Nie potrafiłam zapanować nad tym, co się ze mną działo. Serce biło mi szybciej z podekscytowania; przecież tak bardzo pragnęłam go wreszcie ujrzeć. Jeszcze tylko kilka kroków...

W końcu go zobaczyłam, dotarł na piętro, na którym mieścił się i jego pokój. Nie wiele zmienił się przez te miesiące, może jest nieco wyższy. Jednak nadal ma ten sam poważny wyraz twarzy i wzrok omiatający każdy zakątek obskurnego korytarza. Jego spokojne tęczówki i moje rozradowane; skrzyżowały się nagle. Uśmiechnęłam się lekko do przybyłego chłopaka.
– Witaj Tom – powiedziałam, starając się zachować spokój. Nie mógł dostrzec mojego podekscytowania; musiałam się opanować żeby nie wyjść na idiotkę. Chłopak przez kilka sekund wpatrywał się we mnie. Oceniał czy się zmieniłam, a może próbował przypomnieć sobie kim jestem? Sama nie wiedziałam, co chodzi mu po głowie. Po chwili jego wargi poruszyły się, a z nich wypłynęły dwa obojętne słowa, choć wtedy nie zwracałam uwagi na ton, jakim zostały wypowiedziane.
– Witaj, Anabeth – powiedział, a mnie cieszyło jedynie to iż pamiętał moją osobę. Znów skierował swe spojrzenie przed siebie i poszedł dalej, nie odwracając się w moją stronę nawet na moment. Patrzyłam za nim dopóki nie zniknął mi z oczu. Powróciłam w końcu do pokoju, szczęśliwsza niż jeszcze kilka minut temu. Wrócił nareszcie. Będzie tu przez dwa miesiące. Znów będę mogła go widywać, czy czasem rozmawiać... Wtedy nie sądziłam, że to będą najgorsze wakacje mojego życia, byłam w niego zbyt zapatrzona, aby dostrzec to, że jest potworem...
Kolejny raz spojrzałam w brudną szybę, a w mej głowie pojawiło się mnóstwo różnych myśli. Byłam w tym miejscu od urodzenia, tak samo jak Tom. Widziałam jak dorastał, jak zawsze stronił od innych. Ciągle samotny, nie zbliżał się do nikogo, z nikim się nie spoufalał... Z biegiem czasu każdy nauczył się, aby zostawić go w spokoju, jednak ja pragnęłam się z nim zaprzyjaźnić. Na jego temat mówiono okropne rzeczy, ale nie wierzyłam w to, co mówiono. Byłam pewna, że to tylko oszczerstwa, nic więcej. Sądziłam, iż pod tą skorupą złożonej z samotności skrywa się wspaniały człowiek. Bo czy mogło być inaczej?
✦✦✦

Przymknęłam oczy, pod którymi zebrały się łzy. Całe ciało paliło mnie niemiłosiernie. Ten ból był nie do zniesienia. Jak mogłam tak bardzo się pomylić? Dlaczego nie zważając na wszystko inne lgnęłam tak do Toma? Dlaczego on zadaje mi ten okropny ból? Przecież go kochałam! Oddałam mu całe swe serce, a on je zdeptał, zniszczył… 

– Anabeth – usłyszałam jego głos, a i ból dziwnym trafem zelżał. Jak on to robi? – Głupiutka Anabeth – ledwo słyszalny szept. Byłam taka naiwna! Kolejna fala bólu wstrząsnęła moim ciałem, a z mego gardła mimowolnie wydobył się krzyk...
✦✦✦
Była pora kolacji. Nie przyszedł jak, co roku. Nie rozumiałam tego, ale miał taki zwyczaj iż w dniu jego powrotu nigdy nie schodził na dół, aby zjeść razem ze wszystkimi. Czy ktokolwiek inny to zauważał? Mimo wszystko wydawało mi się iż całkiem dobrze go znam, lepiej niż ktokolwiek z tego miejsca. Po krótkotrwałym zastanowieniu, sięgnęłam po czysty talerz i położyłam na nim dwie kanapki. Nie zwracając na siebie uwagi wymknęłam się z pomieszczenia jadalnego. Każdy zajmował się swoją osobą, więc nikt mnie nie zatrzymywał. Zauważyłam iż jedynie Beatrice spojrzała na mnie ostrzegawczym wzrokiem, ale się tym nie przejęłam.
Przemierzałem korytarze, wchodziłam po skrzypiących stopniach, a potem minęłam pokój, który zamieszkiwałam. Znalazłam się w końcu pod drzwiami, które prowadziły do lokum Toma. Zapukałam i weszłam do środka, gdy usłyszałam jego głos. Drzwi zaskrzypiały, jednak nie zwróciłam na to uwagi. W tym ponurym miejscu wszystko skrzypiało i trzeszczało... Od razu omiotłam pomieszczenie wzrokiem. Nie było duże, zagracone przez nie pasujące do siebie meble, choć w gruncie rzeczy wiele ich nie było. Łóżko, niedomykająca się szafa, zakurzony stolik i dwa krzesła nadgryzione zębem czasu. Pokój, który dzieliłam z Beatrice wyglądał podobnie, niemal tak samo…
Tom stał do mnie tyłem, przy oknie; znajdującym się na przeciw drzwi.

– Nie było cię na kolacji – powiedziałam spoglądając na niego, jednak on z powrotem skierował się w stronę okna, tak jakby mnie tu nie było, jakby nadal był sam. Jego zachowanie niesamowicie mnie intrygowało... - Nie chciałam, abyś siedział tu głodny - dodałam chcąc jakoś rozpocząć rozmowę. Nie chciałam stąd jeszcze wychodzić, skoro miałam pretekst, aby być koło niego. Stanęłam obok i sama skierowałam swe tęczówki w stronę okna.

– Cały czas się w nie wpatrujesz – zauważyłam zerkając na obiekt moich westchnień. – O czym myślisz? – zapytałam zaciekawiona. Panowała cisza. Przez kilka chwil. Myślałam już, że się nie odezwie i chciałam zadać kolejne pytanie, jednak wtedy usłyszałam jego głos.
– Pokonać? Co masz na myśli? – zapytałam zaskoczona. – Każdy kiedyś umrze – zauważyłam. Może miałam jedynie szesnaście lat, ale nie byłam głupia.
– Jesteś pewna? – zapytał, krzyżując nasze spojrzenia; jego wzrok był niesamowicie przeszywający, intrygujący. – A gdyby był jakiś sposób na jej pokonanie?
– To niemożliwe – pokręciłam głową z niedowierzaniem.
– A jeśli? – zapytał, intensywnie wpatrując się w moje tęczówki. Nie rozumiałam go. Był taki tajemniczy i intrygujący. To wszystko sprawiało iż jeszcze bardziej do niego lgnęłam.
– Załóżmy, oczywiście czysto teoretycznie – podkreśliłam – że to prawda – powiedziałam z wahaniem. – Jak chcesz tego dokonać?
– To moja słodka tajemnica – odparł, a ja nie dopytywałam, bowiem wiedziałam, że i tak mi nie odpowie. Już nie patrzył na mnie, lecz w okno. Na brudną ulicę i gwar, który tam panował. Oparł swe dłonie o parapet, znów nie zwracał na mnie uwagi. Z lekkim wahaniem położyłam swą dłoń na jego, delikatnie gładząc ją opuszkami palców. Mimowolnie westchnęłam cicho pod wpływem tego dotyku. Spojrzał na mnie, wyglądał na zaskoczonego, jednak nic nie powiedział. Nie zabrał też swej ręki. Czy zrozumiał, co chcę mu przekazać? Nie wiedziałam tego. Po raz kolejny odwrócił wzrok.
– Powiesz o tym komuś, Tom? – zapytałam.
– Może – odparł lakonicznie, jednocześnie zabierając swą dłoń. Zaczął się przechadzać po pokoju, znów jakby się nad czymś zastanawiając. Kolejny raz na kilka chwil zapanowała cisza, aż w końcu zatrzymał się na przeciw mnie, dość blisko. Uniosłam wzrok, aby spojrzeć na jego oblicze. - Może powiem tobie, Anabeth, a może komuś innemu – odparł. Znów dało słyszeć się w jego głosie tą nutkę tajemniczości. 
– Mi? – zapytałam zdumiona, ale i jednocześnie ucieszona. Bardzo pragnęłam, aby mi zaufał, aby ujrzał we mnie kogoś więcej niż tylko dziewczynę, która też mieszkała w sierocińcu. Czułam się wyjątkowo, bowiem z nikim innym nie rozmawiał... 

– Zostaw mnie samego, Anabeth – usłyszałam spokojne polecenie, a ja go posłuchałam. Nie wiem czemu, ale było w nim coś takiego, co sprawiało iż nawet bym nie pomyślała o zbuntowaniu się przeciw jego woli...

✦✦✦
     
Znów otworzyłam oczy, ponownie odzyskując przytomność. Wciąż czułam jedynie ból, słyszałam kroki. Tom musiał gdzieś tu być. Modliłam się, aby nie zauważył, że się ocknęłam, aby nie zadawał mi więcej tego bólu. Jakim trzeba być człowiekiem, aby czerpać przyjemność z czyjegoś cierpienia? Nagle uświadomiłam sobie, że nie słyszałam niczego, czy mogłam uznać to za dobry znak? Odważyłam się poruszyć głową na boki, ale nigdzie go nie zobaczyłam. Podniosłam się nieco pomimo bólu, który ogarnął całe me ciało. Musiałam stąd uciec. Po raz kolejny rozejrzałam się wszędzie przeszukując wzrokiem każdy zakamarek tego miejsca. Toma nigdzie nie było… 

– Naprawdę sadziłaś iż któż taki jak ja, mógłby zakochać się w takim ścierwie jak ty? – usłyszałam nagle jego szyderczy głos; był za mną. Zadrżałam ze strachu, a on napawał się tym, iż obawiam się jego osoby. Znów wypowie jakieś dziwne słowa, a me ciało zapewne ogarnie fala bólu. Milczałam, bowiem cóż mogłam mu odpowiedzieć? Przymknęłam oczy, wiedząc już, co za chwile nastąpi. Łzy płynęły po mej twarzy, nie hamowałam ich; błagałam w duchu niech to wszystko skończy się jak najszybciej. Nawet nie wiem kiedy znów straciłam przytomność…
✦✦✦

Me tęczówki wędrowały po kątach pokoju Toma. Siedziałam przytulona do niego, a natomiast mój luby czytał jakąś książkę. Tak dobrze czułam się w jego towarzystwie i również i on chyba polubił moje. Pozwolił mi ze sobą przebywać, a me serce niesamowicie się radowało. Do tej pory nikt nigdy się do niego nie zbliżał, wszystkich od siebie izolował. Wszystkich; lecz nie mnie. Czy to nie znaczyło iż powinnam robić sobie jakieś nadzieje? Beatrice mi powtarzała, że jestem głupia, że on tylko się bawi moją naiwnością, ale ja jednak wierzyłam, że ma czyste intencje. Przecież taki spokojny chłopak by mnie nie skrzywdził… Prawda? 

Nagle do mych uszu dobiegł dźwięk zamykania książki. Poderwałam głowę nieco do góry, a me tęczówki natrafiły na tak dobrze znane mi; Toma. Me wargi rozciągnęły się w uśmiechu, a chłopak po chwili wahania odwzajemnił mój gest. Tak dobrze czułam się w tu przy nim. 

– Pójdziemy na spacer? - zaproponował ze swym zniewalającym uśmiechem na wargach, któremu ciężko było się oprzeć. 

– Teraz? – zdziwiłam się, a Tom skinął jedynie głową. – Jest wieczór – zauważyłam spokojnie, zawsze odznaczałam się rozsądkiem. – Nie wypuszczą nas teraz na zewnątrz – dodałam, co też było prawdą. 

– Nie muszą – stwierdził, wzruszając beztrosko ramionami. – Wyjedziemy na chwilę do parku, nikt nie zauważy – zapewnił chłopak z szelmowskim uśmiechem. – Zaufaj mi – dodał spokojnie, wpatrując się w moje oblicze. 

– Ufam ci, Tom – odparłam od razu. Jaka ja byłam wtedy głupia... Nie minęło wiele chwil, a wymknęliśmy się z budynku sierocińca i wędrowaliśmy już kolejną uliczką w stronę parku, zaśmiewając się w głos. 

–  Już myślałam, że pani Cole nas zauważy, a ona nawet się nie odwróciła żeby sprawdzić co to za hałas - rzekłam ze śmiechem. Niefortunnie się potknęłam, jednak nasza wychowawczyni nie zwróciła na to uwagi. Zupełnie jakby nas tam nie było! – Jakby ją ktoś zaczarował – zaśmiałam się. 

– Tak – potwierdził cicho Tom. Splotłam jego dłoń ze swoją i podążyliśmy w stronę parku, po którym już niebawem zaczęliśmy się przechadzać...
✦✦✦
– Głupia Anabeth – usłyszałam po raz kolejny jego przerażający rechot. Doskonale wiedział jak mnie zranić, nie tylko fizycznie. Z każdym jego szyderczym słowem me serce rozbijało się jeszcze bardziej. – Pamiętasz? Powiedziałem Ci, że jesteś mi potrzebna – zaśmiał się, przypominając wydarzenia sprzed kilku godzin. To już nie był mój, cudowny Tom. To był potwór. Jednak ja pamiętałam wszystko...
✦✦✦
   
– Och, jakie piękne kwiaty – zachwycałam się, zatrzymując się nagle tuż przy krzewie kwitnącego jaśminu. Zbliżyłam się nieco do niego, chcąc poczuć zniewalający zapach jasnych kwiatów. Wyprostowałam się po chwili i znów przeniosłam spojrzenie na Toma. 

– Są piękne – powiedziałam z uśmiechem. Ten spacer to jednak był dobry pomysł. Tom urwał jeden kwiat, a potem umieścił go w moich ciemnych włosach. Na mym obliczu dalej gościł szeroki uśmiech, a rozpromieniłam się jeszcze bardziej, widząc jego gest. Czyż Tom nie był wspaniały? 

– Nie tak piękne jak ty, Anabeth – usłyszałam jego szept. Spojrzałam na jego szare tęczówki, które nagle znalazły się tak blisko mnie. Mógłby mnie zaczarować samym spojrzeniem, a ja bez wahania poddałabym się jego woli. Coś w nim sprawiało iż lgnęłam do niego niczym ćmy do światła. Me młode serce biło o wiele szybciej gdy znajdował się przy mnie. 

– Tom - wyszeptałam i nie wiele myśląc złączyłam moje wargi z jego. To było jak sen, spełnienie najskrytszych marzeń. Przez me ciało przeszedł przyjemny dreszcz, gdy odwzajemnił mój gest. 

– Kocham cie, Tom – wyszeptałam, gdy oderwałam się od jego miękkich warg. Nasze tęczówki ponownie się skrzyżowały, a serce omal nie wyskoczyło z piersi. Na chwilę między nami zawisła cisza. Wpadłam w panikę; co jeśli on jednak nie odwzajemniał tego, co do niego czułam? Jednak po chwili obserwuje ruch jego ust, z których wypływają następujące słowa: 

– Jesteś mi bardzo potrzebna, Anabeth – odparł równie cicho, a ja się uśmiechnęłam z radością błędnie odczytując jego intencje. Gdybym tylko wiedziała, gdzie mnie to zaprowadzi..
✦✦✦
    
– Wypuść mnie, Tom – powiedziałam resztkami sił. – Pozwól odejść, niech to się wreszcie skończy – wyszeptałam. Bolało mnie całe ciało, każdy oddech przynosił niesamowity ból. Nawet nie pamiętam jakim cudem znaleźliśmy się tutaj. Byliśmy w parku, wracaliśmy do sierocińca mało uczęszczanym skrótem, aż nagle wylądowaliśmy tutaj; w tej dziwnej jaskini. 

– Jesteś mi bardzo potrzebna, Anabeth – powiedział, jak wtedy. – Ale nie martw się; wszystko zakończy się już niebawem. 

Kochałam go i nie widziałam tego, że grał. Myślałam, że czuje do mnie to samo. Że ja i tajemniczy Tom Riddle będziemy szczęśliwi. Myślałam, że to dla mnie zburzył mur, którym się zawsze otaczał. Przecież tak bardzo go kochałam. I nienawidziłam jednocześnie. A może chciałam go znienawidzić? Jak mogłam dalej kochać kogoś, kto tak bardzo mnie zranił, kogoś kto mnie niszczy coraz bardziej? Nie wierzyłam już w to, że wyjdę stąd żywa. On mnie zabije; wiedziałam to. 

Czy miłość może być zła? Jak to się stało, że znalazłam się tu gdzie jestem. Dlaczego moja szaleńcza miłość do Toma sprawiła mi taki ból, cierpienie. Zdeptała w ziemię, bezpowrotnie… Najgorsze w tym wszystkim był to, że ja go nadal kochałam; nie potrafiłam obdarzyć go nienawiścią. I to jeszcze bardziej potęgowało mój ból. Miłość to przekleństwo. Jestem pewna, że od niego zginę. 

– Pamiętasz? Chciałaś wiedzieć jak zamierzam pokonać śmierć – powiedział nagle. – Ty mi pomożesz – zaśmiał się szaleńczo, wyszeptał jakieś słowa. Co on trzymał w ręku, coś jakby pierścień? Nie wiedziałam, jednak ledwo dostrzegłam, że wokół tego zamajaczył jakiś dziwny dym, a Tom wyglądał na niesamowicie zadowolonego. Przeszyła mnie kolejna fala bólu, z trudem łapałam powietrze. Czułam, że to już koniec. Męka nareszcie się skończy. Ledwo zobaczyłam, że Tom podszedł do mnie, a ostatnie co widziałam to był zielony błysk.
✦✦✦

Hej, witajcie :) Sama nie wiem, co mam powiedzieć, bowiem ostatni post pojawił się... uwaga 30 stycznia! Prawie rok temu, wiem. Najzabawniejsze jest to, że ten tekst, który widzicie wyżej wstawiam tu od sierpnia. Tak, niesamowite prawda? Tak właściwie trwałam w jakimś dziwnym stanie, że przez długi czas nie potrafiłam wykrzesać z siebie, ani zdania na temat ff HP. Ten tekst jest tym, który wyrwał mnie w lipcu z tego stanu, bowiem na asku zorganizowano konkurs na miniaturkę o Tomie i właśnie ja napisałam. Tutaj macie link do wersji konkursowej, z gifami, ta co jest wyżej jest nieco zmodyfikowana i ma więcej błędów poprawionych. Nie wiem kiedy tu zawitam ponownie, ale żywię ogromną nadzieję, że  stanie się to wcześniej, niż za rok :)
Trzymajcie się,

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Stali bywalcy

Najchętniej czytacie ;)