Bill Weasley zainteresowaniem przyglądał się blondwłosej nastolatce, która siedziała razem z Ginny przy kuchennym stole. Obie dziewczęta popijały kompot jabłkowy i żywo dyskutowały. Matka Weasleyów krzątała się po kuchni, przygotowując obiad, a Luna opowiadała coś z przejęciem swej przyjaciółce. Bill wyłapał tam takie słowa, jak “nargle” i “gnębitryski”, i widział też, jak jego siostra przewraca na takie wzmianki oczami, więc i on nie skupiał się na paplaninie nastolatki.
Bill pamiętał, że mieszkająca za wzgórzem Luna Lovegood od zawsze była dziwna i od dzieciństwa przyjaźniła się z Ginny, tym samym często będąc gościem w domu Weasleyów. Nikomu to nie zawadzało, ponieważ zawsze przynosiła wiele radości domownikom i często wpadała do nich i przynosiła kosze śliwek i jabłek, które rosły u nich za domem. Zawsze była roześmiana, choć nie do końca normalna. Bill, który znał ją jeszcze jako dziewczynkę, gdy on sam chodził do Hogwartu, zawsze uważał, że była interesującym dzieckiem i kiedyś na pewnie wyrośnie na mądrą osobę. Wszyscy Weasleyowie mieli z nią wiele wspomnień.
Bill i Charllie ścigali się na miotłach na łące za domem. Charlie był pierwszy, wyprzedzał Billa o kilka metrów i nie patrzył, gdzie leci, stale oglądając się za siebie i wyśmiewając ze starszego brata. To było bardzo nieroztropne. Bill, jako ten starszy i odpowiedzialniejszy z braci, miał oczy wokół głowy i widział, że wędruje tamtędy mała dziewczynka z wielkim koszem pełnym owoców.
‒ Charlie! Uważaj ‒ krzyknął starszy z Weasleyów. Rudowłosy minął ją w ostatniej chwili i uniknął zderzenia z kilkulatką, jednak i tak dziewczynka przestraszyła się i wypuściła koszyk z rąk, a potem zaniosła się głośnym płaczem. Bill zatrzymał się obok niej. Nie potrafił jej tak zostawić.
‒ Hej, nie płacz ‒ powiedział i uśmiechnął się do małej. ‒ Nic ci nie jest?
‒ Nie ‒ wyjąkała ‒ Ale mama będzie się złościć, że nie zaniosłam jabłek pani Weasley ‒ dodała z płaczem.
‒ Nie płacz, Luna. Pozbieramy jabłka i zaniesiemy mojej mamie, dobrze? Nic nie powiemy twojej i nie będzie zła.
‒ Dobrze ‒ zgodziła się dziewczynka, a na jej zapłakanej twarzy zagościł uśmiech. Bill pomógł pozbierać małej Lunie wszystkie jabłka, a potem wziął koszyk, swoją miotłę i powędrował z ucieszoną dziewczynką w stronę Nory.
‒ Bill, słyszysz, co do ciebie mówię? ‒ ostry głos Molly Weasley rozniósł się po kuchni. Nawet dziewczęta na chwile zamilkły.
‒ To na pewno Zamyślajki Pospolite* ‒ wtrąciła całkiem poważnie Luna, patrząc jak Molly Weasley wbija rozeźlone spojrzenie w swego syna. ‒ Wpadają człowiekowi do ucha, a potem przed oczami tworzą niewidzialne obrazy i mogłoby się wydawać, że jest się w innym świecie. To dlatego pani nie słyszy!
‒ Tak, tak dziecko, to na pewno te Zmyślajki ‒ zgodziła się dla świętego spokoju pani Weasley, która od dawna wiedziała, że nie należy kwestionować istnienia stworów, o których rozpowiada Luna, ponieważ wtedy dostanie się długi wykład o nich. ‒ Bill, czy ty mnie słuchasz? ‒ ponowiła pytanie.
‒ Mówiłaś coś, mamo?
Mężczyzna zamrugał oczami i wyrwał się z letargu. Uśmiechnął się lekko i przelotnie zerknął na blondynkę, jednak żadna z trzech kobiet tego nie dostrzegła.
‒ Prosiłam cię, abyś wziął koszyk i urwał trochę wiśni. Chciałam dzisiaj gotować dżemy ‒ powiedziała pani Weasley.
‒ Jasne, już idę mamo ‒ odparł szybko mężczyzna. Z lekkim uśmiechem zerknął jeszcze na Lunę i wyszedł.
‒ Idę z tobą ! ‒ wykrzyknęła nagle panna Lovegood. ‒ Może uda mi się zobaczyć Zamyślajka Pospolitego! ‒ dodała entuzjastycznie. ‒ Dziękuję za kompot i do zobaczenia ‒ powiedziała, a potem wyszła za najstarszym z synów Weasleyów.
‒ Następnym razem Bill urwie koszyk dla was ‒ krzyknęła jeszcze Moly za wybiegającą dziewczyną, jednak ta chyba nie zwróciła na to uwagi.
‒ Bill, myślisz, że Zamyślajek wciąż się koło ciebie kręci?
‒ Myślę, że się mnie przestraszył i uciekł ‒ odparł młody mężczyzna. Nie wierzył w stwory, o których opowiadała Luna. Zerknął na nią kątem oka, widział jej roześmianą twarz, iskrzące się w słońcu jasne, niemalże srebrne włosy, oraz te niesamowite oczy. Nie przypominała już tej kilkulatki, choć nadal była beztroska i wesoła. I teraz gadała o wiele więcej głupot.
Zatrzymali się przy wiśniowych drzewach. Bill położył koszyk na ziemi i wyciągnął różdżkę, aby móc ściągnąć owoce z najwyższych gałęzi.
‒ Co robisz?! ‒ zapytała Luna.
Weasley popatrzył na nią, jak na idiotkę.
‒ Wysoko jest pełno owoców ‒ stwierdził.
Dziewczyna roześmiała się perlistym śmiechem, a potem zaczęła wdrapywać się na drzewo.
‒ Luna, co ty robisz?
‒ Tak jest zabawniej ‒ zachichotała. ‒ Podstaw koszyk wyżej ‒ poleciła, a sama zaczęła rwać owoce, a potem wrzucać je do kosza, który trzymał Bill. Mężczyzna natomiast zrywał z gałęzi, które były niżej. Razem szybko zapełnili koszyk.
‒ Bill, co ci pokazał Zamyślajek Pospolity?
Już Bill otwierał usta, aby powiedzieć, że on przecież nie istnieje, ale zaraz szybko zmienił zdanie.
‒ Ciebie ‒ odparł z zawadiackim uśmiechem.
‒ Mnie? ‒ zapytała zaskoczona. ‒ Ale Zamyślajki przywołują obrazy ludzi albo nam bardzo bliskich, albo takich, których nienawidzimy ‒ wyjaśniła zdumiona Luna i obrzuciła mężczyznę długim spojrzeniem. Powietrze wokół nich, jakby zgęstniało. Bill nie wierzył w ani jedno jej słowo, ale jej teoria dała mu do myślenia.‒ Nie oszukujesz mnie? ‒ zapytała podejrzliwie. ‒ Wiem, że ludzie lubią ze mnie żartować ‒ dorzuciła smutno.
Przez chwile zrobiło mu się jej żal. Sam słyszał, jak Ron często nazywał ją Pomyluną, co wcale mu się nie podobało.
‒ Widziałem nas ‒ mówił dalej. ‒ I Charliego ‒ dopowiedział. ‒ Kiedyś, pewnie gdy byliśmy w twoim wieku lataliśmy z Charliem na miotłach. Szłaś do nas z koszem pełnym jabłek, byłaś taka malutka. Charlie leciał za szybko, a ty wypuściłaś koszyk i jabłka się rozsypały…
‒ Pamiętam to ‒ wtrąciła cicho Luna. ‒ Charlie nigdy nie uważał, bliźniaki mi dokuczali, a ty zawsze mnie broniłeś i pomagałeś. Byłeś moim bohaterem, jedyny dobry wśród złych braci ‒ zachichotała dziewczyna. ‒ Wtedy zatrzymałeś się i pomogłeś mi pozbierać jabłka i zanieśliśmy je twojej matce ‒ dokończyła opowieść.
‒ Przesadzasz z tym bohaterem ‒ stwierdził Bill, choć zaskoczyło go, że ta mała dziewczynka, tak go wtedy postrzegała. ‒ Koszyk jest już pełny ‒ zauważył Weasley i odłożył go na trawę. ‒ Zejdź już na ziemię.
Dziewczyna zaczęła schodzić na dół. Była już prawie na ziemi, ale noga jej się omskła i straciła równowagę. Wpadła prosto w ramiona najstarszego Weasleya.
‒ Chyba nadal jesteś moim bohaterem ‒ powiedziała beztrosko, wpatrując się w jego błękitne oczy. Do niego jednak ledwo docierało to, co mówiła. Pochylił się i zetknął ich usta w delikatnym pocałunku. Przeszył ich dreszcz, a czas się dla nich zatrzymał. Bill sam był zaskoczony swoim czynem, ale nie potrafił oderwać się od warg nastolatki. Ich usta poruszały się jednym rytmem, tak czule, tak delikatnie; rozkoszowali się sobą nawzajem otuleni zapachem wiśni.
Mężczyzna z trudem oderwał się od jej ust, oparł swoje czoło o jej i nie wypuszczał z objęć, zerkając w jej roziskrzone oczy i spoglądając na rumiane policzki.
‒ Ojej, Zamyslajek musiał cię zaczarować ‒ pisnęła niespokojnie dziewczyna, ale nie odsunęła się od niego.
‒ To chyba nie Zamyślajek, a ty ‒ szepnął.
Dziewczyna jednak wyswobodziła się z jego objęć.
‒ Musimy iść stąd, lepiej niech ten Zamyślajek stąd ucieknie ‒ powiedziała nagle Luna i pognała w stronę swojego domu.
‒ Przecież Zamyslajki nie istnieją… a niech to; Luna, zostań!
Panna Lovegood zatrzymała się, pomachała rudowłosemu i cała w skowronkach, podskakując ruszyła do domu. Bill patrzył za nią, dopóki nie zniknęła mu z oczu. Dopiero wtedy zabrał koszyk i wrócił do Nory. Po drodze zastanawiał się, co on właściwie wyprawia i jakie miejsce w jego życiu zajmuje ta niepozorna Luna Lovegood. Na Merlina, co on sobie wyobraża, przecież ona była w wieku jego siostry! W wieku, jego małej siostrzyczki!
Nie potrafił jej jednak wyrzucić z głowy.
W zasadzie, Luna Lovegood zawsze gdzieś tam niepozornie tkwiła w jego umyśle, nie potrafił tylko zrozumieć dlaczego. Zawsze patrzył na nią, jak na małą dziewczynkę, jak na przyjaciółkę jego o kilka lat młodszej siostry.
Teraz zrozumiał, że to był błąd.
Następnego dnia najstarszy z rodzeństwa Weasleyów wędrował do domu panny Lovegood z koszem pełnym wiśni, bo Molly Weasley uparła się, że trzeba im go podarować, ponieważ oni mają jedynie śliwki i jabłka, natomiast wiśni nie posiadają, toteż Bill nie miał innego wyjścia i musiał spełnić wolę swej matki.
Luna siedziała na schodach przed domem. Miała lekko przekręconą głowę w bok i podpierała się na ręku. Bill uznał, że to bardzo rozczulający widok. Uśmiechnęła się, gdy tylko go zobaczyła.
‒ Luna…
‒ Wiedziałam, że to jednak nie Zamyślajki cię zaczarowały i przyjdziesz ‒ powiedziała ucieszona, a potem szybko poderwała się i wtuliła się w o wiele wyższego mężczyznę. Bill niezgrabnie ją objął jedną ręką (w drugiej trzymał koszyk) i uśmiechnął się. Luna Lovegood mogła gadać takie bzdury, jakie chciała, ale gdyby nie te jej Zamyslajki Pospolite, nie odkryłby, że ta niepozorna istotka jest wszystkim, czego potrzebował.
Witajcie! Wiem, że od baaardzo dawna nic tu się nie pojawiało, a przecież chciałam to zmienić, ale jak widać z marnym skutkiem. Mam wiele porozpoczynanych tekstów; fanfiction własnych, jak i tłumaczeń. Co mi z tego wyjdzie, nie wiem. Póki co macie tą miniaturkę i dajcie mi znać, jak się zapatrujecie na ten parring, bo ja się zachwyciłam. W zasadzie mam nawet pomysł na opowiadanie z nimi, ale jak zawsze; mam pomysły, a nie mam czasu na realizację ;c PS: TEKST NIE BYŁ BETOWANY
Nietypowa para, ale fajnie do siebie pasują. Chętnie przeczytałbym coś dłuższego z ich udziałem.
OdpowiedzUsuńŚwietnie napisana miniaturka! Chcę więcej
Jeej, jakoś Cię dawno nie widziałam nigdzie i myślałam, że opuściłeś blogosferę XD Więc tym bardziej mi miło, że widzę ten komentarz :P
UsuńZ mojej strony na nic dłuższego raczej o nich nie ma co liczyć, bo już i tak zbyt wiele rzeczy chcę napisać, a brakuje mi czasu, ale z tą parą być może, z naciskiem na być może, pojawi się jakiś krótki tekst o nich, bardziej poważny i zdecydowanie mniej grzeczny, ale nie wiem kiedy go popełnię :)
I bardzo dziękuję :)